8 wrz 2023

23. Pułk Ułanów Grodzieńskich w walce na Ziemi Opoczyńskiej we wrześniu 1939 roku

Losy żołnierzy 23. Pułku Ułanów Grodzieńskich Wileńskiej Brygady Kawalerii, walczącej we wrześniu 1939 r. w składzie odwodowej Armii „Prusy” nierozerwalnie związały się z regionem opoczyńskim. Szlak odwrotowy kresowych ułanów znaczony był licznymi potyczkami z wrogiem, ale i żołnierskimi mogiłami, które znajdują się na cmentarzach w Sławnie, Opocznie, Gielniowie czy Przysusze. Warto więc przybliżyć choćby zarys wydarzeń, które stały się udziałem 23. Pułku Ułanów w naszych okolicach. W odtworzeniu tych wydarzeń pomagają zachowane relacje żołnierzy Pułku.

Swój pobyt w regionie opoczyńskim 23. Pułk Ułanów Grodzieńskich rozpoczął 7 września rano. Przemieszczając się z okolic Przedborza i Niewierszyna Pułk kierował się na Sulejów, by ześrodkować się w kompleksie leśnym w Jaksonku. Do Sulejowa skierowany został jedynie niewielki patrol pod dowództwem oficera ordynansowego wachmistrza podchorążego Rajmunda Rodziewicza, mający na celu wybadanie sytuacji w miasteczku. Pobyt w Jaksonku trwał około czterech godzin, po czym dowódca Pułku ppłk dypl. Zygmunt Miłkowski wydał rozkaz przemarszu w kolumnach szwadronowych w stronę Opoczna. Szybki wymarsz był spowodowany rosnącym zagrożeniem ze strony niemieckiego lotnictwa intensywnie operującego w tym rejonie.

Pułk otrzymał także istotne wzmocnienie w postaci 2. baterii 3. Dywizjonu Artylerii Konnej, dowodzonej przez por. Edwarda Partuma. W przeciągu następnych kilku dni okazało się to bardzo dla ułanów korzystne. Znacznym wsparciem w walce z niemieckimi oddziałami pancernymi okazała się także nowoczesna broń przeciwpancerna w postaci karabinów wz. 35 „Ur”, które w momencie mobilizacji znalazły się na wyposażeniu szwadronów 23. Pułku Ułanów i były używane z dużym powodzeniem.

Podczas przemarszu drogą Sulejów-Opoczno pododdziały Pułku były często atakowane, także przez miejscowych dywersantów (koloniści niemieccy). Do dramatycznego wydarzenia doszło 7 września w Mniszkowie, gdzie pułkowy pluton kolarzy został zaskoczony od tyłu przez niemieckie samochody pancerne. W wyniku gwałtownego starcia śmierć poniosło kilku żołnierzy a kolejnych kilku zostało ciężko rannych. Pośród zabitych znalazł się kpr. Władysław Pawełkowicz oraz NN ułan o numerze wojskowego znaku tożsamości 237. Wszyscy polegli, dzięki staraniom i bohaterskiej postawie ks. Aleksandra Babskiego zostali pochowani na cmentarzu parafialnym w Sławnie. Ksiądz Babski zadbał także o to, by zachować rzeczy osobiste poległych, które obecnie znajdują się w zbiorach Muzeum Regionalnego w Opocznie.

Mimo strat Pułk dalej kierował się na Opoczno. W pobliskim Kozeninie ułani przygotowali zasadzkę na depczące im po piętach zmotoryzowane oddziały niemieckie. Prawdopodobnie na skutek interwencji mieszkańców i ich usilnych błagań żeby nie rozpoczynać walki w środku wsi, żołnierze udali się kilka kilometrów dalej, w stronę Sławna.

W rejonie Sławna Pułk został zaatakowany z powietrza przez dziewięć niemieckich samolotów. Pierwszy szwadron dostał się pod nieprzyjacielski ogień bardzo pechowo, bo w momencie przechodzenia przez otwarty teren, bez możliwości szybkiego schronienia się. Dowódca szwadronu rtm. Józef Kozicki zapamiętał, że żołnierze natychmiast uformowali specjalny szyk do obrony przeciwlotniczej a drużyna CKM prosto z taczanek otworzyła zmasowany ogień do samolotów. W tym samym czasie dowódca jednego z plutonów por. Jan Wiltowski spieszył swój oddział i również rozpoczął ostrzał nieprzyjaciela ze zwykłych karabinów. Polakom (prawdopodobnie kpr. Dalkowskiemu) udało się zestrzelić jeden z niemieckich samolotów, co bardzo podbudowało ich morale i wolę dalszej walki. Na pokładzie zestrzelonego samolotu szturmowego Henschel Hs 123 A zginął wówczas dowódca niemieckiej 6. Eskadry z 4. Floty Powietrznej – olt. Friedrich Lampe.

W starciu pod Sławnem, które według relacji żołnierzy trwało zaledwie około 10 minut, Pułk stracił ułana Franciszka Łydzińskiego, który również spoczął na cmentarzu parafialnym w Sławnie. Dotkliwa okazała się utrata koni. Jeden z nich został zastrzelony przy wozie łączności, natomiast reszta uciekła przestraszona latającymi na bardzo niskiej wysokości samolotami. Część koni udało się później odnaleźć, kilkunastu ułanów musiało jednak zostać odesłanych do taborów.

Wieczorem 7 września okazało się, że dalszy marsz na Opoczno jest bezcelowy, bo miasto jest już zajęte przez Niemców. Dowódca Pułku ppłk Miłkowski zdecydował więc obejść Opoczno od północy, kierując się na Studziannę i Poświętne. Marsz do wskazanego miejsca odbył się w warunkach nocnych. Był niezwykle ciężki dla wojska, które od kilkudziesięciu godzin nie otrzymywało żadnego zaopatrzenia, ani dla żołnierzy ani dla koni. Ułani praktycznie nie spali już kilka nocy z rzędu, podczas marszu mimowolnie zasypiali na koniach, powodując opóźnienia i przerywanie kolumny. Sił nie dodawał częsty widok mijanych, rozbitych polskich taborów, martwych żołnierzy, koni czy zniszczonych domostw. Pomimo trudów Pułk osiągnął Studziannę rankiem 8 września. Niestety próżną okazała się nadzieja, że będzie można tutaj nawiązać kontakt z dowództwem lub kimkolwiek z macierzystej Wileńskiej Brygady Kawalerii, od której Pułk odłączył się kilka dni wcześniej.

Pobyt w Studziannie trwał kilka godzin niezbędnych do zorientowania się w sytuacji i przede wszystkim do choć częściowej regeneracji sił. Dowódca Pułku podjął tutaj decyzję marszu w stronę Przysuchy, gdzie znajdowały się duże kompleksy leśne.

W okolicach Drzewicy 23. Pułk Ułanów Grodzieńskich napotkał na swojej drodze oddziały innej, bardzo dobrze im znanej polskiej jednostki – 81. Pułku Strzelców Grodzieńskich, który uwikłany był w bój w pobliskim lesie Parchowiec. W pobliżu skrzyżowania dróg Opoczno-Przysucha oraz Końskie-Odrzywół (tzw. Krzyżówki Gielniowskie) doszło do kontaktu w wrogiem. Polacy natknęli się na dużą niemiecką kolumnę zmotoryzowaną. Zapadła natychmiastowa decyzja o ataku. Pierwsze dwa pojazdy kolumny zostały zniszczone ogniem z działek przeciwpancernych. Widząc to, reszta pojazdów próbowała bezskutecznie, w nieładzie i pośpiechu wycofywać się. 

Tak wspomina starcie dowódca 4. szwadronu por. Bolesław Janowski: „Wykorzystując chwilę przerwy w ruchu wojsk niemieckich podciągnęliśmy do szosy dwa działa 3. DAK, dwa działka ppanc. i pluton CKM, które zajęły prowizoryczne stanowisko ogniowe. Po chwili zbliżyła się kolejna kolumna zmotoryzowanej jednostki niemieckiej. Działa i CKM otwierają ogień. Na szosie powstaje piekło, płonie benzyna, krzyki rannych. Motocykliści zeskakują do rowów. Nie spiesząc się likwiduję moim szwadronem konno niedobitki rozbitej kolumny zmotoryzowanej nieprzyjaciela, biorąc 12 jeńców. Pułk spokojnie przechodzi na drugą stronę szosy.”

Bardzo ciekawa jest także relacja ppor. Zdzisława Sas-Bilińskiego z 3. szwadronu: „Pułk w szykach luźnych doszedł na odległość 300 m od szosy. W momencie, gdy jedna kolumna niemiecka przeszła, pluton szpicy galopem przeszedł przez szosę a ja z moim oddziałem zająłem stanowiska obronne okrakiem na szosie, wysuwając RKM, działo ppanc. i rusznicę przeciwpancerną, ubezpieczając spieszonym plutonem. W tym czasie Pułk galopem przeskakiwał szosę. W momencie, gdy 1. Szwadron, Dowództwo Pułku, Pluton Łączności przeskoczyły przez szosę, ukazała się na pełnych światłach, z dużą szybkością idąca kolumna samochodów niemieckich. Dopuściłem kolumnę na odległość 300 m i dałem sygnał do otwarcia ognia. Na szocie powstało istne piekło. Trafione pierwsze samochody zaczęły się palić, z samochodów zaczęli wyskakiwać niemieccy żołnierze i zaczęli uciekać do tyłu. Następne samochody niemieckie, nie mogąc zahamować, wpadały na palące się już wozy. W tę masę bez przerwy strzelała nasza broń maszynowa i działko. Trwało to może 15 minut, gdy zielona rakieta dała nam znać, że cały Pułk przeskoczył szosę. (…) Niemce byli tak zaskoczeni, że mało kto strzelał do nas a uciekali do tyłu.”

W rejonie Krzyżówek Gielniowskich Pułk stracił wówczas pchor. rez. Okulicza a ranni zostali st. uł. Symonowicz, uł. Olszewski oraz ppor. Sas-Biliński. Tragiczny okazał się los pułkowego taboru, który znajdując się kilka kilometrów w tyle, przy podejściu do szosy został praktycznie całkowicie rozbity przez niemiecką broń pancerną.

Po starciu 23. Pułk Ułanów Grodzieńskich przeszedł szybkim marszem w lasy przysuskie, które według relacji żołnierzy osiągnął 9/10 września 1939 r., opuszczając tym samym region opoczyński. Rozpoczął się kolejny, dramatyczny etap walki o przetrwanie.

Wiktor Pietrzyk - Muzeum Regionalne w Opocznie. Na blogu "Miasto Postawy i okolice" artykuł został opublikowany za zgodą autora, serdecznie dziękuję.

 

30 kwi 2023

We wrześniu 1939

Władysław Nalewajka
Mój ojciec Nalewajka Władysław urodzony 01 lipca 1920 r., przed żniwami w 1938 roku zgłosił się jako ochotnik do Rejonowej Komisji Uzupełnień (RKU) w Radomsku, gdzie złożył podanie o przyjęcie go do Wojska Polskiego. Jesienią w 1938 r. otrzymał wezwanie z terminem wstawiennictwa w dniu 22 października 1938 r. do jednostki wojskowej w Postawach koło Wilna jako kawalerzysta i został wcielony do 23 Pułku Ułanów Grodzieńskich, pluton łączności.

W dniu 20 pażdziernika 1938 r. wyjechał pociągiem z miejscowości Teklinów k/Radomska do Warszawy. Z dworca Wileńskiego w Warszawie ruszył dalej. 21 pażdziernika dotarł do Wilna gdzie było bardzo dużo rekrutów podążających do 23 Pułku Ułanów Grodzieńskich w Postawach. Z Wilna do Postaw poborowi wyjechali w nocy z 21/22 pażdziernika. Dojechali do stacji Ułanka przejeżdzając przez miasto powiatowe Postawy. Stacja Ułanka była wyłącznie dla wojska. Koszary znajdowały się w lesie. Były to nowoczesne koszary przystosowane do wymogów kawalerii. Od pociągu do koszar poborowych prowadziła orkiestra wojskowa. 

Wszyscy poborowi stawali na komisję w celu orzeczenia czy nadaje się do służby. Ojciec jako osiemnastoletni chłopiec szczupłej postury został przydzielony do plutonu łączności na stanowisko telefonisty. Dowódcami w plutonie byli żołnierze zawodowi sierżant Jan Tylman, plutonowy Wincin i kapral Stanisław Borowiecki. Ojciec otrzymał konia Eldorado który był bardzo spokojny dzięki czemu ćwiczenia z szablą i lancą były do opanowania.

Z powiatu radomszczańskiego w 23 pułku byli Trajdas Edward zam. Pacierzów, Dróżdz Józef zam. Teklinów, Dobiech Piotr ze Zdrowej. Pluton łączności liczył 36 ludzi. Przed wyjazdem na wojnę w 1939 roku ojciec otrzymał konia o nazwie Awantura i jak wspominał dzięki niemu przeżył, gdyż ten koń niczego się nie bał, im więcej wubuchało pocisków tym bardziej nacierał na nieprzyjaciela. Po kilkunastu dniach walk konie nie chciały się dosiadać bo były bardzo odparzone siodłami ponieważ pułk cały czas się przemieszczał.

30 sierpnia 1939 roku 23 Pułk Ułanów Grodzieńskich został załadowany w Postawach na transport kolejowy i 31 sierpnia 1939 r. dotarł do Koluszek niedaleko Łodzi. 1 września pod nalotami niemieckich samolotów pułk wyruszył w kierunku Piotrkowa, a najcięższe walki stoczył w okolicach Kamieńska i Sulejowa. Pod naporem niemieckich sił pancernych pułk zaczął wycofywać lasami w kierunku Radomia. Walki trwały do 9 października 1939 roku. Ostatnie bitwy pułk stoczył koło Przysuchy i Przytyku, gdzie został całkowicie rozbity przez zmotoryzowane i pancerne wojska niemieckie. Nadmienić chcę, że podczas walk pluton łączności między innymi przekazywał informacje pilotom samolotów polskich za pomocą odpowiednich płacht.

Jak powiedziałem powyżej przed wyjazdem na wojnę w 1939 roku ojciec otrzymał konia o nazwie Awantura i dzięki niemu przeżył, gdyż ten koń niczego się nie bał, im więcej wubuchało pocisków tym bardziej nacierał na nieprzyjaciela. W dniu 17.10.1939 r. po przedarciu się przez okrążenie ranny w nogę ojciec dotarł do domu rodzinnego w Grabowej. 

Podczas walk sztandar pułku był pod opieką plutonu łączności. Z pola bitwy zabrał jego kapral Stanisław Borowiecki z Rząsaw, jeden z żołnierzy zawodowych plutonu łączności. Ukrył go w jednym z domów w Rząsawach i podczas wojny dom spłonął wraz ze sztandarem. W latach siedemdziesiątych ojciec zaczął pisać wspomnienia z czasów młodości i wszystkie te informacje pochodzą z jego zapisków. Przede wszystkim ojciec szukał informacji co się stało ze sztandarem i jak się okazało informacja była blisko bo Rząsawy gdzie mieszkał Stanisław Borowiecki a Borownem gdzie mieszkał ojciec dzieli 10 km.

W dokumentach ojca znalazłem list z października 1979 r. adresowany do Pana Bindera [bez adresu i imienia] który był bardzo zainteresowany sztandarem bo też służył w 23 Pułku. W tym liście ojciec opisuje swoje przeżycia i pyta: «Panie Binder, jestem ciekaw kto Pan był w naszym Pułku, w jakim szwadronie służył». Ojciec w tym liście pisze dalej, że często na przeglądzie plutonu łączności w którym służył i innych szwadronów widział porucznika, któremu sierżant Tylman składał raport. Nazwiska tego porucznika nie zapamiętał i na froncie też mało go widział. Nie wiem czy pan Binder odpisał do ojca bo nie znalazłem żadnego od niego listu. Pan Binder prawdopodobnie mieszkał w okolicach Wałbrzycha. 

Mój ojciec Nalewajka Władysław zmarł 01.05.2001 r. i został pochowany na cmentarzu w Borownie Powiat Częstochowski. Nadmieniam że z dniem 18 kwietnia 2001 r. rozkazem podpisanym przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej ojciec Władysław Nalewajka został mianowany na stopień podporucznika Wojska Polskiego. Wszystko zgadza się z zapiskami ojca. Serdecznie Pozdrawiam.

  • Te wspomnienia napisał Pan Włodzimierz Nalewajka specjalnie dla blogu internetowego „Miasto Postawy i okolice”. Serdecznie dziękuję.


16 lut 2023

Pomnik

W roku 1926 miasto Postawy zostało siedzibą nowoutworzonego powiatu postawskiego i wiejskiej gminy Postawy w województwie wileńskim. 1 Września 1934 roku wzniesiono w Postawach pomnik obok mogiły zbiorowej ponad 30 żołnierzy polskich, poległych w latach 1919–1920 podczas wojny polsko-bolszewickiej. Jego utorem był rzeźbiarz Jerzy Kacieszczenko. Jesienią 1939 roku Sowieci zdewastowali pomnik, zerwali żelaznego orła ze szczytu, a następnie próbowali go przewrócić za pomocą czołga. Zdołali go jednak tylko trochę pochylić. Następnie chciano wysadzić pomnik w powietrze, jednak nie zrobiono tego w wyniku protestów mieszkańców miasta. Jednocześnie żelazne krzyże z grobów polskich żołnierzy usunięto, a ich kości wywieziono podobno w okolice Postaw, w nieznane miejsce. Na terenie cmentarza wybudowano dwupiętrowy budynek mieszkalny. Zdewastowany pomnik stoi do dziś, odseparowany od rynku tym budynkiem.

 

13 sty 2023

Dom na Rynku

Postawy, zabytkowy dom z XVIII wieku na Rynku. Na ścianie domu znajduje się tablica pamiątkowa białego orła upamiętniająca marszałka Józefa Piłsudskiego, od 1929 roku Honorowego Obywatela miasta. W latach 1903 i 1905 Piłsudski, wówczas jeszcze młody rewolucjonista i socjalista, ukrywał się w Postawach przed carską policją. W 1938 roku starosta postawski Tadeusz Wielowiejski w uroczystej atmosferze odsłonił tę tablicę. We wrześniu 1939 r. tablica pamiątkowa została zniszczona przez sowieckich okupantów. Zdjęcie wykonano latem 1939 roku.


2 sty 2023

Powstaniec z Surwiliszek

Zygmunt Czechowicz-Lachowicki nasz rodak. On urodził się 19 sierpnia 1831 w Surwiliszkach, niedaleko Postaw, obecnie Białoruś. Syn Bernarda Czechowicza-Lachowickiego, herbu Ostoja, powstańca 1830-1831r. i Józefy z Mirskich. Wujowie Zygmunta, Dominik i Ignacy, byli także uczestnikami powstania 1830-1831 r.

Powstaniec 1863 roku. Członek Komitetu Prowincjonalnego Litewskiego i Prowincjonalnego Rządu Tymczasowego Litwy i Białorusi, zesłaniec. W 1851 roku ukończył Instytut Szlachecki w Wilnie, studiował potem na Uniwersytecie Petersburskim. W poglądach bliski Konstantemu Kalinowskiemu, przywódcę powstania styczniowego na Litwie. Wraz z Kalinowskim od 1862 roku wchodził w skład Prowincjonalnego Komitetu Litewskiego, a następnie Prowincjonalnego Rządu Tymczasowego Litwy i Białorusi. 

Został aresztowany latem 1863 roku i skazany na rozstrzelanie. Później rozstrzelanie zostało zamienione na 12 lat zesłania w Sybir do ciężkich robót przymusowych. Po powrocie mieszkał w majątku Małe Biesiady wilejskiego powiatu. Rodowe gniazdo Czechowiczów-Lachowskich w Surwiliczkach wladze carskie skonfiskowały i przekazały generałowi Mawrysowi. Zmarł 27 października 1907 roku.