5 sty 2012

Państwowa Szkoła Rolnicza we wsi Łuczaj

W latach międzywojennych XX wieku, na terenie powiatu postawskiego, we wsi Łuczaj (18km od Postaw), funkcjonowała Państwowa Szkoła Rolnicza. Jej pierwszym dyrektorem był inżynier - rolnik p. Żemralski. Nauczanie w szkole było odpłatne. Czesne wynosiło 25 złotych miesięcznie.

Ciekawe wspomnienia o tej szkole pozostawił jej były uczeń Józef Tołkanowicz. On pisze: „...Państwowa Szkoła Rolnicza w Łuczaju, położona była w powiecie postawskim, przy drodze wiodącej z Duniłowicz do Postaw. Posiadłość szkoły w dziwny sposób wciśnięta była między dwoma jeziorami: łuczajskie od północnego zachodu i lisickie od południowego wschodu.
 

Gmach szkoły okazały na zewnątrz, położony na wysokim wzniesieniu, z balkonem tworzył piękną harmonijną bryłę architektoniczną. Od strony frontowej nad drzwiami paradnymi widniał z daleka czytelny napis: „Państwowa Męska Szkoła Rolnicza w Łuczaju”. Szkoła nie miała wodociągu i kanalizacji. Wodę przywoziło się beczkowozem z jeziora, którą podawano na potężną filtrownię umieszczoną na obszernym ganku. Napełnianie tej filtrowni wodą stanowiło dodatkowe zajęcie dla uczniów.

Tak jak cała okolica - szkoła nie była również zelektryzowana. Nauka odbywała się wieczorami przy lampach naftowych z okrągłymi knotami. Wnętrze gmachu było bardzo obszerne. Na parterze był duży hol, gdzie odbywały się apele. Po stronie prawej prowadziły drzwi do kancelarii, a w załamaniu holu drugie drzwi - do mieszkań nauczycieli. Po lewej stronie były: szatnia, umywalnia, pokój stołowy i kuchnia. Na piętro prowadziły dębowe, bardzo szerokie schody z rzeźbionymi poręczami. Była tu duża sala wykładowa i obok - sypialnia.
 

Po stronie prawej były gabinety: fizyki, chemii, mechaniki oraz duża biblioteka. Z sypialni można było wyjść na obszerny balkon. W sali wykładowej mogło pomieścić się około 50-60 osób i tyle samo w sypialni ogólnej. Od gmachu szkoły prowadziła piękna aleja lipowa do zabytkowego, wspaniałego kościoła parafialnego i do urzędów gminy i poczty oraz na plac, gdzie mieściło się parę sklepów. U wylotu miasteczka, od północy, był nieduży cmentarz, na którym pochowany został uroczyście wielce zasłużony dla kraju, ojciec dyrektora szkoły, pan Zygmunt Znatowicz - autor przepięknej monografii o Łuczaju, maszynopis której znajdował się w szkolnej bibliotece i mogliśmy ją czytać, ale tylko na sali wykładowej. Z tego dzieła dowiedzieliśmy się, że majątek Łuczaj i okolice były własnością książąt Ogińskich, a ostatnio księcia Tadeusza Ogińskiego. Wcześniej Łuczaj należał do jego kuzynki - kasztelanki Elżbiety Puzyny, która w 1755 roku przekazała te dobra Tadeuszowi Ogińskiemu.
 

Wspomniana kasztelanka była osobą bardzo wykształconą. Interesowała się astronomią i dla celów obserwacyjnych wybudowała murowaną basztę nad jeziorem. W 1766 roku ufundowała w Łuczaju murowany kościół w stylu późniejszego baroku. Mimo straszliwej dewastacji Łuczaja w okresie stalinowskim, kościół ocalał!... Służył on jako... garaż dla traktorów!... Gmach szkoły i pozostałe budynki zostały wysadzone w powietrze.
 

Grunty szkoły przecinała droga wiodąca z Duniłowicz do Postaw. Ogólny obszar gospodarstwa szkolnego wynosił około 60 ha. Czołowe miejsce zajmował sad owocowy i ogród warzywny ze wszystkich stron otoczony żywopłotem i alejami lipowymi. Do celów dydaktycznych trzymano: 30 krów rasy czerwonej polskiej, 3 pary koni, około 30 świń i tyle samo owiec. Do szkoły przyjmowano chłopców po szkole powszechnej 7-klasowej w wieku od 14 do 18 lat, a czasem trochę starszych. Na 13 kursie w 1938 roku było nas 45 osób. Młodzież pochodziła głównie ze wsi, po ukończeniu tej szkoły miała pracować na własnym gospodarstwie. Ale nie zawsze tak było. Wielu z nas szukało pracy w większych majątkach, w urzędach gminnych i powiatowych. Sporo absolwentów zatrudniano w mleczarniach, majątkach prywatnych lub w charakterze instruktorów rolnych.
 

Młodzież pochodziła przeważnie z rodzin polskich, chociaż trafiali się czasem Białorusini, a nawet starowiercy Rosjanie. Łączyła nas wszystkich szczera przyjaźń. Chłopcy przyjeżdżali tu przeważnie z powiatów: postawskiego, wilejskiego i dziśnieńskiego. Nauka trwała okrągły rok przez dwa semestry - zimowy i letni. Uroczyste zakończenie roku szkolnego odbywało się około 1 listopada. Po opuszczeniu szkoły obowiązywała roczna praktyka w większym gospodarstwie, dla najzdolniejszych na miejscu - w Łuczaju. Dyscyplina w szkole była surowa. Na ranny apel dyżurny wyrywał nas ze snu o godzinie wpół do szóstej, a grupę hodowlaną - o godzinę wcześniej.
 

Trzeba więc było błyskawicznie się ubrać, zbiec na parter do umywalni i szybko się umyć w zimnej wodzie, płynącej rurą z filtrowni. O godzinie 7 spożywaliśmy śniadanie i po przerwie odbywały się wykłady do godziny 12. Około godziny 13 był obiad. Po krótkiej przerwie szliśmy do zajęć praktycznych w działach: rolnym, ogrodniczym, hodowlanym oraz w grupach - warsztatowej i gospodarczej, której zadaniem było dostarczanie wody i opału do gmachu. Praca w działach i grupach trwała przez dwa tygodnie, po czym następowało kolejne przegrupowanie.

Dozór nad poszczególnymi grupami sprawowali absolwenci - praktykanci tej szkoły. Praca fizyczna trwała do godziny 17. Wyjątek stanowiły dni świąteczne, kiedy pracowały tylko dwie grupy: hodowlana i gospodarcza (obrządek inwentarza żywego, dostarczanie opału i wody do gmachu). Po zakończeniu pracy spożywano kolację, po której ponownie trwały wykłady do godziny 20. Następnie były zajęcia ciche (odrabianie lekcji, przyswajanie materiału). O godzinie 22 dyżurny ogłaszał apel wieczorny z odśpiewaniem „Wszystkie nasze dzienne sprawy” i gaszenie świateł.
 

W każdą sobotę chodziliśmy do łaźni rzymskiej, wybudowanej nad jeziorem obok baszty. W okresie letnim kąpaliśmy się dosyć często w jeziorze, w którym woda była tak czysta, że po zanurzeniu się w niej po szyję, można było oglądać swe stopy. Jezioro było bardzo głębokie i zdarzały się wypadki utonięć. Dla bezpieczeństwa, gdy korzystaliśmy z kajaków, jednocześnie wypływały na jezioro dwie łodzie ze sprzętem ratowniczym.
 

W każdą niedzielę maszerowaliśmy parami do kościoła, a w święta narodowe (3 Maja, 11 Listopada) - ze szkolnym sztandarem. Jako obowiązkowy przedmiot mieliśmy wychowanie wojskowe, tzw. PW, które prowadził starszy sierżant z pobliskiej jednostki wojskowej KOP. W pobliżu gmachu, nad jeziorem znajdowała się duża strzelnica. Młodzież z zapałem brała udział we wszelkich imprezach sportowych: pływackich, piłkarskich itp. Wychowywano nas w duchu wysoce patriotycznym. Mury Szkoły Rolniczej w Łuczaju, zorganizowanej w 1924 roku, opuściło około 500 osób.

Gospodarstwo szkolne prowadzone było przez doskonałych fachowców, profesorów, którzy cieszyli się powszechnym szacunkiem i autorytetem. Otrzymywano bardzo wysokie plony. Tutaj odbywali praktyki studenci z Wileńskiego Uniwersytetu Stefana Batorego, okoliczni rolnicy nabywali najlepsze odmiany roślin i materiał hodowlany.

Zespół profesorski składał się z sześciu osób:
  • inż. Stanisław Znatowicz - dyrektor szkoły i wykładowca mechanizacji rolnictwa,
  • inż. Bolesław Byszewski - rolnik, łąkarz,
  • inż. Kazimierz Muraszko - kierownik działu hodowlanego, wykładowca hodowli zwierząt i przemysłu rolnego,
  • inż. Kazimierz Czechowski - ogrodnik i pszczelarz,
  • pan Antoni Felicki - botanik i chemik,
  • pani Anna Znatowicz - polonistka, historyk i matematyk.
Wojna w 1939 roku przerwała działalność szkoły oraz mój start życiowy. Z bólem w sercu przyglądałem się jak dewastowano dobytek szkolny. Rok szkolny zakończono jednak normalnie, 3 listopada. Świadectwa rozdano nie na oryginalnych drukach i dlatego pominięto niektóre przedmioty.
 

Ze łzami w oczach żegnaliśmy kochanych profesorów oraz mury tej pięknej, owianej historyczną legendą szkoły. Naszych profesorów spotkał smutny los. Pan inż. Kazimierz Muraszko przez jakiś czas był tolerowany przez władze sowieckie i nawet pracował trochę w wydziale rolnym w Wilejce jako agronom, ale wkrótce został aresztowany i wszelki ślad po nim zaginął. Pana inż. Kazimierza Czechowskiego wraz z żoną i maleńkim dzieckiem wywieziono w głąb Rosji. Podobny los spotkał inż. Bolesława Byszewskiego oraz żonę dyrektora szkoły panią Annę Znatowicz. Pan Antoni Felicki zdążył przed wojną wyjechać do Pelplina.....”.
 
Grupowe zdjęcie na tle szkoły rolniczej w Łuczaju. Lata 30-e XX wieku

Państwowa Szkoła Rolnicza we wsi Łuczaj. Fotografia sprzed 1939r.
Państwowa Szkoła Rolnicza we wsi Łuczaj. Fotografia sprzed 1939r.
Kościół Św. Tadeusza (1766-1778) we wsi Łuczaj. Fotografia sprzed 1939r.
Łuczaj na mapie postawskiego powiatu
Łuczaj na mapie wileńskiego województwa

1 komentarz:

  1. Szanowny Panie,
    Trochę przez przypadek trafiłem w Internecie na Pańską stronę o Postawach. Szczególnie zainteresowała mnie strona poświęcona Szkole Rolniczej w Łuczaju, gdzie przytoczył Pan fragment wspomnień mojego ojca, Józefa Tołkanowicza -niestety już nieżyjącego.
    Dziękuję Panu za to wspomnienie, mój Tato byłby z pewnością bardzo dumny.
    Nie wiem, czy posiada Pan wspomnienia mojego ojca, spisane w latach 2003-007 i wydane drukiem w 2008 r.pt. "Człowieczy los".
    Jeśli nie, chętnie Panu prześlę egzemplarz, proszę podać adres pocztowy.
    Łączę gorące pozdrowienia z Polski.
    Janusz Tołkanowicz
    Papowo Toruńskie
    tel: +46 663 793 905
    jtolk@onet.eu

    OdpowiedzUsuń