14 kwi 2014

O czym 87 lat temu pisała wileńska gazeta “Słowo”?

Ułan szpiegiem sowieckim

Ostatnio władze bezpieczeństwa wykryły na terenie województwa wileńskiego tajną organizację, której kierownik, Władysław Taraszkiewicz, mieszkaniec powiatu postawskiego, wciągnięty do roboty swego brata stryjecznego, ułana 4-go pułku Jana Taraszkiewicza, zbierał dokładne informacje o składzie personalnym korpusu oficerskiego, ilości koni, uzbrojeniu pułku i t. p. Materiał ten, zbierany przez wspomnianego ułana Taraszkiewicza, przewożony był przez jego siostrę Annę z Wilna do Postaw. Tam odpowiednio przerobiony transportowany był do Mińska. Obydwu Taraszkiewiczów aresztowano i osadzono na Łukiszkach.
(„Słowo”, Nr. 159 z 1927 roku)

Olbrzymi pożar pochłonął wieś Ziemce

Komunikują nam z Postaw o okropnym pożarze, jaki miał miejsce w gminie Woropajewo. W jednym z domów mieszkalnych z niewiadomych przyczyn powstał ogień. Suche drzewo zajęło się natychmiast i zanim domownicy mogli rozpocząć akcję ratowniczą, dom spłonął, a iskry roznoszone przez wiatr przeniosły ogień na sąsiednie zabudowania. Pożar rozwinął się z zastraszającą prędkością, a słabe pogotowie ratownicze nie mogło zapobiec nieszczęściu. Mieszkańcy widząc, że wysiłki ich są bezsilne, uciekli, ratując jedynie ubranie i pościel. Pożar szalejący kilkanaście godzin strawił dwadzieścia dwa zabudowania gospodarcze z wszystkim, co się w nich znajdowało. Jak dotąd wyjaśniono, w płomieniach zginął koń i dwie owce. Na szczęście wypadku z ludźmi nie było. Wysokość strat i przyczyny pożaru dotychczas niewyjaśnione. („Słowo”, Nr. 165 z 1927 roku)

Szesnastoletni bandyta

W lesie, o trzy kilometry od wsi Jacyny gminy Zośniańskiej powiatu postawskiego, na powracającą do domu mieszkankę wsi Lejce tejże gminy Domicetę Myszko ktoś napadł z tyłu, zakrywając jej oczy i skręcając głowę, a drugą ręką usiłował poderżnąć jej nożem gardło. Wieśniaczka poczęła się bronić i wreszcie z pokaleczonym podbródkiem i rękoma wyswobodziła się z ucisków bandyty, po czym zbiegła. W tym jednak momencie zauważyła, że jest to kilkunastoletni wyrostek, syn Józefa Januszkiewicza ze wsi Jacyny, dokąd zachodziła i opowiadała, że sprzedała za trzy złote płótno.

Rozmowie tej przysłuchiwał się późniejszy napastnik, który po wyjściu Myszko udał się w jej ślady i w lesie rzucił się na nią. Aresztowany przyznał się do winy i oświadczył, że postanowił zawładnąć trzema złotymi, by moc odegrać się w karty. Dodał przy tym, że usiłował Myszko zarżnąć, ponieważ bał się, że obrabowana poskarży się jego ojcu. Lekarze orzekli, iż zbrodniarz ma lat szesnaście i że z czynu swego zdawał sobie dokładnie sprawę. Sąd Okręgowy w czasie sesji w Postawach, po przeprowadzeniu przewodu, skazał małoletniego bandytę na trzy lata więzienia. Do pełnoletniości sąd nakazał skazanego zamknąć w domu poprawczym w Wilucianach z tym, że jeżeli przez ten czas poprawi się, to wyrok nie będzie wykonany. („Słowo”, Nr. 173 z 1927 roku)

Straż sowiecka strzela do żołnierzy K.O.P.

W pobliżu strażnicy Podświle (sąsiadujący z postawskim powiat dziśnieński) w nocy na szesnastego lipca, korzystając z ciemności, nieujawnieni sprawcy ostrzelali naszą placówkę. Zarządzona natychmiast obława nie dała pozytywnych rezultatów. Sądząc z kierunku strzałów, zamach ten zgotowany został przez straż sowiecką, co zresztą praktykowane jest ostatnio dość często. („Słowo”, Nr. 187 z 1927 roku)

Znów porwana przez sowiecką straż
 
Nowy system zdobywania wiadomości przez wywiad sowiecki. Do strażnicy KOP w rejonie Kopciewa (sąsiadujący z postawskim powiat dziśnieński) zgłosił się rolnik Antoni Furs i zameldował, że jego żona Krystyna lat trzydzieści siedem podczas grabienia siana w pobliżu wsi Łozówka została porwana przez sowiecką straż graniczną. Zaprowadzono ją do strażnicy, gdzie jakiś młody człowiek w cywilnym ubraniu przeprowadził badanie, dopytując się o polskie siły zbrojne, stacjonujące przy granicy. Podczas śledztwa wystraszonej kobiecie grożono rewolwerem. Po czterogodzinnym badaniu znękana i wystraszona Krystyna Furs została zwolniona do domu. Jest to już trzeci wypadek porywania ludności dla zdobycia informacji („Słowo”, Nr.179 z 1927 roku)

Aresztowanie szpiegów

Przez kilkoma dniami żołnierze KOP zatrzymali na granicy przeprowadzającego się do Rosji Sowieckiej Piotra Łukaszewicza, podejrzewanego o uprawianie szpiegostwa na rzecz Sowietów. Śledztwo przeprowadzone w tej sprawie doprowadziło do aresztowania mieszkańców wsi Tanasewicze: K. Kowszyka i Wł. Aloszki oraz mieszkańca wsi Kurzenice F.Dziemieszki i K. Łukszy. Wszyscy wymienieni tworzyli organizację szpiegowską, działającą na rzecz Sowietów. Na czele organizacji stał Łuksza. Aresztowanych osadzono w więzieniu na Łukiszkach. („Słowo”, Nr.162 z 1927 roku)

Ujęcie trzech wysłanników do Mińska

Władze bezpieczeństwa pow. postawskiego zarządziły aresztowanie czterech osobników o nazwiskach: Kempe J., Racin H., Gorfain A. i Zareżewski R. Aresztowani tłumaczyli się policji, że przybyli w poszukiwaniu pracy, gdy tymczasem, jak stwierdzono, czynili oni pewne starania przedostania się przez granicę. Z posiadanych wcześniejszych informacji wynika, że operująca na terenie Wilna jaczejka komunistyczna nosi się z zamiarem wysłania do Mińska na specjalne kursy agitacyjno-polityczne swych przedstawicieli. Zachodzi podejrzenie, że zatrzymani w Postawach są właśnie wysłańcami wileńskiej organizacji. („Słowo”, Nr. 192 z 1927 roku).

Krewki syn pobił ojca

Na polu w pobliżu wsi Nowe Huby gminy Zośniańskiej powiatu postawskiego rozegrała się gorsząca scena. Czterdziestoletni Marcin Maciuszonok dopadł swego ojca Jana, jadącego na wozie z sianem, i tak niemiłosiernie okładał go grabiami, że staruszek stracił przytomność i zwalił się pokaleczony do rowu. Policja wszczęła dochodzenie przeciwko krewkiemu Marcinowi i w rezultacie stanął on przed wydziałem karnym sądu okręgowego jako podsądny. Po rozpoznaniu sprawy sąd na sesji wyjazdowej w Postawach, biorąc pod uwagę okoliczności łagodzące, skazał Marcina Maciuszonka za pobicie rodziciela - staruszka na osadzenie w więzieniu na pół roku. („Słowo”, Nr. 176 z 1927 roku)

Kronika wojskowa

W Postawach powstaje nowa Powiatowa Komenda Uzupełnień. Z dniem 1 października bieżącego roku zostaje uruchomiona Powiatowa Komenda Uzupełnień w Postawach. Właściwość terytorialna P.K.U. Postawy obejmować będzie powiaty: postawski i dziśnieński. Organizowanie tej P.K.U. było potrzebą palącą, gdyż dotychczas ludność zmuszona była tracić dużo czasu, aby dopełnić formalności związanych z obowiązkiem służby wojskowej. („Słowo”, Nr. 214 z 1927 roku)

Echa krajowe – Postawy

W zeszłym tygodniu odbyła się w Postawach uroczystość poświęcenia sztandaru siedmioklasowej szkoły powszechnej. Fundusz na sztandar ofiarował były starosta powiatu, obecnie radca województwa wileńskiego, pan Kazimierz Obrocki, za co zarząd szkoły składa mu w tym miejscu staropolskie „Bóg zapłać”. („Słowo”, Nr. 220 z 1927 roku)

Wilcze niebezpieczeństwo w powiecie święciańskim

Jak to było łatwo przewidzieć, silne mrozy panujące od pewnego czasu postawiły ludność powiatów wschodnich wobec kwestii niebezpieczeństwa napadów wilków. Duża ilość tych niebezpiecznych szkodników, z powodu trudności zdobycia sobie pokarmu w lasach, przybliża się do domów, zagrażając świniom i owcom. Gminy komajska, łyntupska (obecnie w składzie rejonu postawskiego Białorusi) i inne z powiatu święciańskiego cierpią na tym najbardziej, bowiem liczne rozrzucone tam zaścianki są terenem operacyjnym wilczych zgrai. Na wzór ludzi – włamywaczy wilki podkopują się do chlewów, unosząc przebywające tam zwierzęta. Bezradni mieszkańcy oczekują pomocy od władz administracyjnych w sensie urządzenia dużych obław. Dowiadujemy się, że starostwo święciańskie organizuje taką obławę. Będzie to na pewno kropla w morzu, ale pens do pensa, a będzie szyling. („Słowo”, Nr.6 z 1927 roku)

Napad wilków na patrol K.O.P.

W pobliżu Glinciszek patrol K.O.P. podczas obchodu swego obwodu zaatakowany został przez stado wilków. Pobudzane głodem do odwagi dzikie bestie utworzyły okrąg, nie ryzykując jednak podchodzenia bliżej. Żołnierze rozpoczęli strzelaninę, podczas której padły cztery sztuki. Strzelanina wywołała alarm. Pomoc nadbiegła tylko po to, aby pomóc zabrać cenne trofea. („Słowo”, Nr.280 z 1927 roku)

Powiązane posty http://postawyiokolice.blogspot.com/2015/01/o-czym-pisaa-wilenska-gazeta-sowoczesc-2.html
 



19 lut 2014

Żeby pamiętali

W okresie międzywojennym miasteczko Łyntupy znajdowało się w granicach Polski, na terenie powiatu święciańskiego województwa wileńskiego, a po sowieckiej agresji, od 15.01.1940r. w składzie powiatu święciańskiego Białoruskiej SSR. 25.11.1940r. administracyjnie zostało wcielone do powiatu (rejonu) postawskiego Białorusi.

O masowym rozstrzeliwaniu ludzi w Łyntupach w 1942 roku, podczas niemieckiej okupacji, po raz pierwszy usłyszałem od mojej babci jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Opowiadała ona, że ta akcja była jakoby zemstą Niemców za to, że partyzanci radzieccy zabili wysokich urzędników niemieckiej administracji okupacyjnej. Mówiła, że Niemcy wtedy schwytali po pięćdziesięciu mężczyzn w każdej z podłyntupskich wiosek i wszystkich rozstrzelali.

Na Białorusi w czasach radzieckich wiele pisano o «bestialstwach hitlerowców», ale, chociaż bardzo to dziwne, o mordzie w Łyntupach informacji prawie nie było. W nielicznych źródłach wspomniane jest, że w odpowiedzi na zabicie przez radzieckich partyzantów wilejskiego Gebietskommissara Becka i kierownika żandarmerii Kriela, Niemcy rozstrzelali «około 200 mieszkańców Łyntup i najbliższych wsi». I to wszystko. Żadnych szczegółów tego krwawego przestępstwa nie podawano. Być może brak zainteresowania tematem u radzieckich historyków można wytłumaczyć tym, że komunistyczne władze nie chciały «rzucać cienia» na radzieckich partyzantów, a raczej dywersantów, którzy faktycznie sprowokowali Niemców do tego przestępstwa, przygotowawszy zasadzkę w gęsto zaludnionym terenie.

Były wychowanek szkoły NKWD a później partyzant N. Romanow wspominał: "Nas uczyli prowokować Niemców, żeby popełniali duże przestępstwa i w ten sposób powiększali ilość partyzantów". To znaczy, że radzieckie kierownictwo miało nadzieję, że im więcej Niemcy popełnią przestępstw, tym więcej ludzi przyjdzie do lasu do oddziałów partyzanckich.

Przygotowując poniższy materiał spróbowałem znaleźć informacje o tej zbrodni w białoruskojęzycznym Internecie i nic nie znalazłem. Widocznie od czasów ZSRR w Białorusi mało co się zmieniło. Radzieccy partyzanci są tam «bohaterami» nadal.

Więc co się naprawdę zdarzyło się w maju 1942 w Łyntupach i okolicy?

W książce "Ludzie naroczańskiego kraju: wspomnienia uczestników walki rewolucyjnej i Wielkiej Wojny Ojczyźnianej ", (Mińsk , 1975r.) jest zacytowany fragment ze wspomnień byłego oficera Armii Czerwonej a później partyzanta Włodzimierza Saulewicza, który powiedział: "W maju 1942 roku dowiedzieliśmy się, że Gebietskommissar Beck pojedzie ze Święcian do Łyntup. Postanowiliśmy zlikwidować go […]. Wyznaczono do tej operacji ludzi. W skład grupy weszli Markow, ja, Smirnow, Baluckij i Małygin. Nasz łącznik zawiadomił, że 20 maja 1942 roku Beck wyjedzie ze Święcian do Łyntup. W ten dzień o czwartej rano nasza grupa wyszła lasem do drogi […]. Koło ósmej zobaczyliśmy szybko jadący samochód osobowy. Z odległości dwudziestu metrów strzeliłem do kierowcy. W tej chwili Markow i Baluckij otworzyli ogień do siedzących w samochodzie hitlerowców. Kierowca szybko otworzył drzwi i, kulejąc, ponieważ trafiłem go w nogę, wyskoczył z samochodu. Chciał uciec w las, ale strzeliłem jeszcze dwa razy w jego plecy i upadł. […] Kiedy rozbieraliśmy Becka, Małygin zauważył na jego ręce pierścień z brylantem. Zdjął go. […]. Zabrawszy broń, dokumenty i umundurowanie, podpaliliśmy samochód i odeszliśmy do lasu … […] Ruszyliśmy do Nowosiółek, do Iwana Wasiljewa, wuja Markowa».

Tu warto wyjaśnić, że Fiodor Markow w 1941r. ukończył kurs dla dywersantów w szkole NKWD, która znajdowała się we wsi Białe Wody pod Briańskiem. W sierpniu 1941r. kierowana przez niego dywersyjna grupa «170-Б» była wysłana na niemieckie tyły do byłego powiatu postawskiego dla prowadzania tam dywersji. Później na bazie jego grupy zorganizowano partyzancki oddział im. A. Suworowa, a już w listopadzie 1942. roku, w Smyckim Lesie (pod Duniłowiczami), na bazie oddziałów im. „A. Suworowa” i „Niszczyciel”, powstała Brygada im. K. J. Woroszyłowa, dowódcą której został F. Markow.

Natychmiast po napadzie w najbliższych wsiach (Szudowce, Girucie, Łyntupy …), jak również w miasteczku Święciany Niemcy zaczęli łapać zakładników. Według wspomnień miejscowych mieszkańców - po pięćdziesięciu mężczyzn z każdej wsi.

Istnieją świadectwa, że okupanci rozpowszechnili ogłoszenia (lub ulotki), w których proponowali, by ci, którzy brali udział w napadzie poddali się, obiecując w takim przypadku wypuszczenie zakładników. W oddziale Markowa te ogłoszenia czytali, kręcili palcem przy skroni i podśmiewali się z naiwności Niemców. Mówili: «Durniów wśród nas nie ma». A Niemcy swego słowa dotrzymali i rozstrzelali kilkuset zakładników. Większości tych mordów dokonały jednostki litewskiej policji kolaboracyjnej.

Jednym z zakładników był Justyn Klip, mieszkaniec wsi Girucie. Kiedy do Giruć przyjechali Niemcy, pracował w obejściu gospodarstwa. Jego żona Apolonia, zobaczywszy Niemców, powiedziała mężowi, żeby uciekł do lasu. Ale Justyn na to odpowiedział: «Przecież nic nie zrobiłem, więc czego mam uciekać.». Niemcy wyprowadzili go i dołączyli do kolumny schwytanych Girucian. Pogoniono ich przez las w stronę Łyntup. W trakcie marszu jednemu z zakładników udało się uciec. Skoczył między drzewa i mimo strzałów konwojentów uciekł. W Łyntupach zakładników postawiono naprzeciwko karabinu maszynowego. W pewnym momencie mężczyźni odwrócili się i zaczęli uciekać do pobliskiego lasu. Niektórzy nawet mimo odniesionych ran uciekli i przeżyli. Jeden z nich opowiadał potem żonie Justyna Klipa, jak jej mąż biegł obok niego, jak w pewnym momencie krzyknął, chwycił się za głowę i upadł.

Jak później opowiadali inni mieszkańcy Łyntup leżących rannych dobijano, a kolejnych egzekucji dokonali już litewscy policjanci, którzy byli „bardziej staranni” niż Niemcy, i wtedy nikomu nie udało się uciec. Po tej masakrze Apolonia Klip pozostała sama z trzyletnią córeczką.

Gdański Oddział IPN (Instytut Pamięci Narodowej) – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – prowadził śledztwo w sprawie tej zbrodni zabójstwa przez rozstrzelanie w dniach 19 i 20 maja 1941r. na terenie byłego powiatu Święciany (woj. wileńskie) około czterystu osób przez funkcjonariuszy policji niemieckiej i kolaboracyjnej policji litewskiej. W toku śledztwa przesłuchano kilkudziesięciu świadków, przeprowadzono kwerendy w archiwach polskich i litewskich, uzyskując dokumenty pochodzące z różnych źródeł. Wykonane czynności pozwoliły ustalić dziesiątki nazwisk zamordowanych osób, ale, niestety, nie doprowadziły do ujawnienia dokładnej liczby ofiar.

Pretekstem do tej zbrodni było zabicie przez dywersantów radzieckich z oddziału dywersyjnego «170-Б», dowodzonego przez Fiodora Markowa, dwóch urzędników niemieckich władz okupacyjnych i komendanta obozu jenieckiego. Formalnie to był akt zemsty, a faktycznie tylko wyłącznie akt ludobójstwa, dokonany na ludności polskiej. W ramach represji zatrzymano co najmniej czterystu mieszkańców byłego powiatu święciańskiego, głównie polskich inteligentów i rolników. Zostali oni rozstrzelani w Łyntupach, w Święcianach na żydowskim cmentarzu i w kilku innych miejscowościach na terenie gmin Komaje, Hoduciszki, Kiemieliszki i Twerecz w dniach 19 i 20 maja 1942r.

Ustalono też, że tą akcją ludobójczą kierował major litewskiej policji kolaboracyjnej Jonas Maciulewicius. Brały w niej udział: niemiecka policja bezpieczeństwa, litewskie oddziały policji ze Święcian, Nowych Święcian i Łyntup oraz Wileński Oddział Specjalny.

W 1950 roku przed Sądem Apelacyjnym w Olsztynie toczyło się postępowanie karne przeciwko Jonasowi Maciulewiciusowi, schwytanemu we francuskiej strefie okupacyjnej i wydanemu władzom komunistycznym w Polsce w 1948r. Wyrokiem z 2 maja 1950r. został on skazany na karę śmierci, między innymi za branie udziału w tej zbrodni. Wyrok wykonano 12 grudnia 1950r.

Niestety, prowadzone wtedy śledztwo nie doprowadziło do wykrycia pozostałych wspólników (uczestników) tej zbrodni. W styczniu 2005r. IPN umorzył postępowanie w sprawie, w części dotyczącej skazanego już wcześniej Jonasa Maciulewiciusa oraz pozostałych sprawców, których nie wykryto. Dzięki śledztwu ustalono wiele nazwisk zamordowanych ludzi.

Robert Daniłowicz w artykule „Lenin na bocznym torze” twierdzi, że w sumie w maju 1942r. na terenie byłego powiatu święciańskiego zamordowano ponad pięćset ludzi. W każdym razie można z pewnością mówić, że liczba ofiar tej zbrodni wojennej napewno przekracza czterysta osób.

Faktycznie nie była to „akcja odwetowa” na bezsensowne zamordowanie przez sowieckich dywersantów, dowodzonych przez Fiodora Markowa, trzech niemieckich funkcjonariuszy, bo nie mordowano sowieckich dywersantów lub partyzantów. To był wyłącznie tylko akt ludobójczy, „czystka” ludności polskiej. Akcja Markowa była tylko pretekstem, bo Polacy nie mieli z tym napadem nic wspólnego, oni z bandytami Markowa nigdy nie współpracowali. Zarówno Niemcy jak i Litwini doskonale o tym wiedzieli.

Warto zaznaczyć, że w czasie wojny jednostki litewskiej policji kolaboranckiej niejednokrotnie uczestniczyły w mordowaniu polskiej ludności cywilnej na Wileńszczyźnie. Karne działania w maju 1942 r. nie były jedynymi. Żołnierz 5. Wileńskiej Brygady AK Edward Pisarczyk «Wołodyjowski» wspominał: „Przybył do Glinciszek (w 1944r.) silny oddział Litwinów i urządził rzeź polskiej ludności cywilnej. Policjanci rozstrzeliwali mężczyzn na miejscu, gdzie kto stał, kobiety zabijali kolbami, dzieciom rozbijali głowy o mur i wrzucali drgające jeszcze zwłoki do rowu. Zamordowali wtedy około czterdziestu osób, wszystkich Polaków mieszkających w Glinciszkach, a także przybyłych z innych wsi...”.

Tragedia mieszkańców byłego powiatu święciańskiego była jedną z wielu, świadczącą o planowej polityce ludobójstwa w stosunku do polskiej ludności cywilnej, którą urzeczywistniali naziści i ich pachołki z litewskich kolaboranckich jednostek na okupowanych terytoriach byłego województwa wileńskiego.

P.S. Serdecznie dziękuję blogerowi „Wojciechowi z Wrocławia” za przysłane
wspomnienia i kopie zdjęć.

Justyn Klip podczas służby w WP, stoi 10-y od prawej
Justyn Klip podczas sużby w WP
Apolonia Klip
Artykuł z wileńskiej kolaboracyjnej gazety "Goniec Codzienny" (Nr. 259, z 22.05.1942 r.)

Artykuł z wileńskiej kolaboracyjnej gazety "Goniec Codzienny" (Nr. 261, 24.05.1942 r.)

Zginął pod Postawami

W czasie pierwszej wojny światowej (1914-1918) w ciągu kilku lat linia frontu przebiegała przez terytorium współczesnego powiatu (rejonu) postawskiego Białorusi, dzieląc go od północy na południe na dwie równe części. Po niemieckiej stronie na pozycjach stanęła wtedy 10. Armia. Z tamtych czasów na Postawszczyźnie pozostało wiele betonowych bunkrów, schronów i miejsc pochówków niemieckich i rosyjskich żołnierzy.

Jednym z wielu, którzy w czasie tej krwawej wojny zginęli pod Postawmi, był szeregowy 84. Pułku Piechoty Niemieckiej Hans Hermann Schütt urodzony w 1883 roku. 11 marca 1916 roku razem ze swoim pułkiem znajdował się on w Mitawie (teraz Jełgawa na Łotwie), skąd wysłał do swojej żony w Niemczech ostatni list. Cztery tygodnie przed tym Hans został szczęśliwym ojcem córki, a w sumie miał dzieci pięcioro. W liście pisał, że ma nadzieję przeżyć tę wojnę i zestarzeć się razem z żoną i dziećmi na swojej farmie (był on chłopem, rolnikiem).

Ale los potoczył się inaczej. 84. Pułk został przerzucony pod Postawy i 22 marca 1916r. Hans Hermann Schütt zginął. Miał trzydzieści trzy lata. Został pochowany na niemieckim cmentarzu wojskowym we wsi Jarzewo (około siedmiu kilometrów od Postaw).

P.S. Dziękuję Ralfowi Schüttowi z Niemiec za przysłane opowiadanie o jego pradziadku i za kopie zdjęć.

Hans Hermann Schütt
Hans Hermann Schütt, stoi z prawej strony. Zdjęcie z 1916r.



Pozostałości niemieckiego wojskowego cmentarza we wsi Jarzewo (Jarewo) pod Postawami. Gdzieś tu znajduje się grób Hansa Hermana Schütta. Zdjęcie Andrzej Dybowski ze strony internetowej "Tut.by"
Jarzewo (Jarewo) na mapie postawskiego powiatu (rejonu) Białorusi